Kiedy się czegoś pragnie,
wtedy cały wszechświat sprzysięga się,
byśmy mogli spełnić nasze marzenie.
Rozdział dedykuję mojej pierwszej czytelniczce tego bloga, Victorii Evans. Dziękuję! :)
Jak na co dzień, stoję przed tym wielkim budynkiem, zwanym szkołą. Za 15 minut oficjalnie skończą się wakacje... Już za nimi tęsknię. Biorę głęboki wdech i, z lekkim wahaniem, naciskam klamkę. Gdy znajduję się już w środku, czuję lekką duszność spowodowaną tłokiem. Wszyscy kierowali się już na salę gimnastyczną, gdzie jak co roku, swą przemowę wygłosi dyrektor. Właśnie tam się teraz skierowałam. Na miejscu odszukałam swoją klasę i naturalnie, stanęłam z tyłu, odcięta od rozmów reszty. Starałam być niezauważalna, nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi. Przez całą przemowę mi się to udało. Teraz pora skierować się do sali. Poszłam tam bardzo szybko, ponieważ czym prędzej się tam znajdę, tym prędzej zaznam spokoju. W tej chwili jest tylko większe prawdopodobieństwo zaczepienia mnie. Niestety, nie ma tak łatwo. Tuż przed salą, czekał tam on... Wysoki, potężny brunet, o jasnej cerze i niebieskich oczach. Spojrzał na mnie z krzywym, wrogim uśmiechem i zaczął się zbliżać. Chociaż wiedziałam, że to nie poskutkuje, próbowałam go zignorować.
-O, witamy księżniczkę. - Nie odezwałam się ani słowem, tylko ze spuszczoną głową próbowałam obok niego przejść. Złapał mnie za koszulę i przyciągnął z powrotem, na poprzednie miejsce. - O nie, nie, nie. Nie dam ci tak łatwo spokoju.
-Czego znowu ode mnie chcesz. - Nie zabrzmiało to tak, jakbym chciała... Mój głos był cichy, delikatny i piskliwy... Czyli taki, gdy jestem przepełniona strachem.
-Jak to czego? Nie wiesz? - Pokręciłam przecząco głową. - I się nie dowiesz. - Wycedził przez zęby i poszedł. Odetchnęłam z ulgą i udałam się do klasy. Usiadłam na moje stałe miejsce, czyli w ostatniej ławce pod ścianą. Gdy wszystkie ławki się zapełniły, nauczycielka wstała. U nas w klasie jest komplet, czyli dokładnie 32 osoby. W sam raz na te 16 ławek, znajdujących się w każdej sali.
-Dzień dobry moi mili. Już jutro, oficjalnie zaczniecie nowy etap w swym rozwoju. Będzie to już wasz trzeci rok nauki w liceum. Od razu zapewniam, że będzie to bardzo pracowity rok. Zapewne większość z was przystąpi do matury, która (...). - Dalej już nie słuchałam, ponieważ doskonale wiedziałam, co mnie czeka. Po godzinie żmudnego siedzenia w ławce, wreszcie mogłam udać się do domu.
~
Gdy doszłam do mojego ukochanego domu, w którym wszystkie strachy wietrzeją, zdjęłam z ramienia torbę i usiadłam na kanapie. Rodzice są jeszcze w pracy, ale powinni wrócić za jakieś 2 godziny. Zbliża się 15, więc za 3 godziny muszę iść na trening. Muzyka, a w szczególności taniec, to coś, dzięki czemu jeszcze tu jestem. Właśnie to mnie trzyma przy życiu. Mimo że nikt nie chce mnie znać, jestem prześladowana w szkole i nigdy nie zaznałam "słodyczy miłości", to czuję się szczęśliwa. Szczęśliwa, dzięki mojej pasji. Oczywiście, sytuacja którą przeżywam w szkole mnie nie bawi, a nawet bardzo krzywdzi, ale przywykłam do tego... Staram się na to nie reagować i w sumie wychodzi mi to coraz lepiej.
Włączyłam telewizję i przełączyłam na kanał muzyczny. To mnie zawsze rozluźnia. Gdy usłyszałam refren Love Mi Like You Do, mimowolnie zaczęłam poruszać się w rytmie muzyki.
Chyba właśnie do tej piosenki będzie odnosić się moja nowa choreografia. Trenuję sama, bez trenera. Rodzice wykupili dla mnie małą salę taneczną, z której zawsze mogę korzystać. Zawsze, jednak trenuję w jednej, wyznaczonej mi porze, czyli o 18. Sala mieści się w dużym budynku, z którego składa się siłownia, fitnessclub, oraz szkoła tańca. Wolę tam przychodzić, gdy szkoła taneczna skończy lekcje i ją zamkną, nie czuję się wtedy taka skrępowana.
Miałam jeszcze bardzo dużo czasu, a szkoła znajduje się za rogiem, więc ruszyłam do swojego pokoju. Podeszłam do biurka i zdjęłam z niego "pamiętnik". Nie jest to tyle pamiętnik, co zeszyt w którym zapisuję teksty piosenek. Wolę go jednak nazywać pamiętnikiem, ponieważ moje piosenki mówią wszystko co czuję. Czyli tak naprawdę opisuję tam wszystko, co w zwykłym pamiętniku się pisze. Opowiadam, wyżalam się, traktuję go jak przyjaciela. Przyjaciela, którego tak naprawdę nie mam.
Siadam wygodnie na łóżku i otwieram granatowy zeszycik. Ostatnio napisałam taki fragment:
To, co tutaj piszę, jakby samo ze mnie wylatuje... Najpierw domaga się wyjścia, później emocje biorą górę i czuję, jakby to wszystko miało mnie rozerwać. Wtedy sięgam po zeszyt i tworzę... Tworzę to, co się działo we mnie nawet i miesiącami. Wcześniej nie chciało wyjść, a wtem już nie mam z tym problemu... To uczucie i teraz mnie rozkwiera. Biorę do ręki długopis, a kolejne słowa przelewają się na kartkę:
Zamykam zeszyt, po czym odkładam go na półkę. Biorę moją sportową torbę i wychodzę. Rodzice już są, siedzą właśnie w salonie. Witam się z nimi i mówię że idę na trening, a następnie opuszczam dom. Mama i tata zawsze mnie bardzo wspierali. Przy nich jestem bardziej otwarta, zawsze wiedzą kiedy coś się stało. Jednocześnie staram się to ukrywać, nie chcę ich martwić swoimi kolejnymi problemami. Cieszę się, że mnie rozumieją... Nie tylko chodzi mi tu o szkołe i moich "prześladowców", ale także o moją pasję. Oni, pomimo że nigdy muzyką się nie interesowali, w miarę swoich możliwości chcą mi zapewnić w tym wykształcenie, przyszłość. Są znanymi we Włoszech Biznesmenami, posiadają bardzo dobrze rozwijającą się sieć firm, ich interes z dnia na dzień kwitnie. Zawsze ciężko pracowali i dążyli do tego. Cieszę się, że ich marzenia się spełniają... Może moje także się kiedyś spełnią. Wiem, że rodzice będą wtedy ze mnie dumni, będą się cieszyć moim szczęściem.
Nim się obejrzałam, doszłam do wielkiego budynku. Jak codziennie, ujrzałam ten cudowny, bardzo dobrze mi znany napis Dance team... Parę lat temu była tu tylko i wyłącznie szkoła tańca. Interes się bardzo rozwinął, ale właścicielka, pani Ponte, zachorowała na raka. Zawsze bardzo podziwiałam tą kobietę, jej całym życiem był taniec. Nigdy się nie poddała, walczyła do samego końca. Gdy już nie była w stanie samodzielnie prowadzić interesu, nawiązała współpracę z właścicielem największych sieci Fitnessclub. Po jej śmierci to on miał objąć w posiadanie cały interes. I udało mu się. 3 miesiące później był już właścicielem najbardziej pożądanej szkoły tanecznej w kraju. Ale czy to mu wystarczyło? Otóż nie. Budynek jest przeogromny, dlatego łatwo było go inaczej zarestaurować. Podzielił go na część taneczną, wokalną, sportową i rekreacyjną. Czy to nie jest śmieszne? Chciało mi się płakać, gdy dowiedziałam się, że Pani Ponte nie żyje. Wiedziałam, że to źle się skończy, ale też bardzo tęskniłam za tą pełną życia i radości kobietą. Teraz, bez niej, wszystko jest takie inne. No tak, uwielbiam muzykę, to teraz pytanie: "Czemu nie cieszę się z części wokalnej?"
Ponieważ, chcąc czy nie chcąc, to miała być szkoła taneczna, taneczny team, zespół. Pani Ponte napewno by nie była z tego zadowolona. Ale cóż, ja z tym już nic nie zrobię. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 17.55. Muszę jeszcze poczekać Z 15 minut, do czasu, gdy już nikogo nie będzie. Po upływie około 20 minut postanowiłam wejść do środka. Jak zwykle o tej porze, panowała zupełna cisza. Nie ryzykuję, nie jadę windą. Idę schodami na 16 piętro, gdzie znajduje się moja sala. Wyjęłam specjalną kartę, wsunęłam ją w wyznaczone miejsce, przejechałam, a gdy lampka zapaliła się na zielono, usłyszałam cichy chrzęst, oznaczający odkluczenie drzwi. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi i zapalając światło. Pomieszczenie było dość sporych rozmiarów, powiedziałabym nawet, że za duże jak dla mnie. Jasne panele na podłodze, trzy żółte ściany i jedna, którą okrywało lustro. U góry, na suficie, widniały reflektory, przywołujące wspomnienia ze szkoły, gdzie są takie same w salach. Na przeciwko mnie znajdowała się mała przebieralnia. Skierowałam się tam, przekręciłam kluczyk w zamku i zdjęłam torbę z ramienia. Przebrałam się w jeden z zestawów, w których lubię tańczyć. Ubieram się wtedy luźno, wygodnie, dlatego uważam, że te ubrania idealnie w tej chwili pasują. Wyszłam z szatni i zaczęłam małą rozgrzewkę. Rozciągnęłam się porządnie, a następnie mogłam już przejść do choreografii. Jak już wcześniej sobie obiecałam, było to coś do Love Mi Like You Do. Spokojne, pełne gracji, a jednocześnie energiczne i wyrażające tysiące uczuć. Zwykle jestem tu 2-3 godziny, więc będę miała jeszcze czas na dobre przećwiczenie układu. Włączyłam muzykę i dałam się ponieść tańcu. Gotowy układ powtórzyłam jeszcze 2 razy, po czym postanowiłam już wrócić do domu. Wyjęłam płytę z odtwarzacza i w chwili, gdy ją chowałam do pudełka, usłyszałam otwieranie drzwi.
-Co ty tu robisz? - ...
~
I... Napięcie rośnie, a ja, niedobra kończę rozdział. :p
Jak widzicie, Lodo jest nieśmiałą, bardzo małomówną i cichą dziewczyną. Ma wspierającą ją na każdym kroku rodzinę i coś, dzięki czemu czuje się szczęśliwa. Pasja, muzyka, taniec...
Spodziewaliście się czegoś takiego?
Pewnie myśleliście, że nasza Lodovica będzie pewną siebie, stąpającą po trupach de celu dziewczyną. :D
Jak na razie więcej opisu, rozmyśleń, etc. niż dialogu, akcji... To się jeszcze zmieni, ale puki co łapajcie takie o. :3
Jutro opublikuję obydwa LBA, za które bardzo dziękuję Victoria Evans i My Live is Music. :)
Obsada już w Polsce!! Przez cały ten czas, ze zbliżającym się Violetta Live, nie czułam tego "czegoś", a od nocy, którą spędziłam na asku VP, nie mogę wytrzymać! Gdy przeczytałam dzisiaj że już tu są i zobaczyłam pierwsze twitty, filmiki i zdjęcia, to moim ciałem wstrząsnęła euforia! XD
Tak się cieszę, pomimo że nie jadę na VL. Ale mam nadzieję, że spotkam kogoś z was na LodoTour. :)
Ok, nie będę się tu już rozpisywać, żegnam, do nexta.
V.V. ✌✌
~
Gdy doszłam do mojego ukochanego domu, w którym wszystkie strachy wietrzeją, zdjęłam z ramienia torbę i usiadłam na kanapie. Rodzice są jeszcze w pracy, ale powinni wrócić za jakieś 2 godziny. Zbliża się 15, więc za 3 godziny muszę iść na trening. Muzyka, a w szczególności taniec, to coś, dzięki czemu jeszcze tu jestem. Właśnie to mnie trzyma przy życiu. Mimo że nikt nie chce mnie znać, jestem prześladowana w szkole i nigdy nie zaznałam "słodyczy miłości", to czuję się szczęśliwa. Szczęśliwa, dzięki mojej pasji. Oczywiście, sytuacja którą przeżywam w szkole mnie nie bawi, a nawet bardzo krzywdzi, ale przywykłam do tego... Staram się na to nie reagować i w sumie wychodzi mi to coraz lepiej.
Włączyłam telewizję i przełączyłam na kanał muzyczny. To mnie zawsze rozluźnia. Gdy usłyszałam refren Love Mi Like You Do, mimowolnie zaczęłam poruszać się w rytmie muzyki.
Chyba właśnie do tej piosenki będzie odnosić się moja nowa choreografia. Trenuję sama, bez trenera. Rodzice wykupili dla mnie małą salę taneczną, z której zawsze mogę korzystać. Zawsze, jednak trenuję w jednej, wyznaczonej mi porze, czyli o 18. Sala mieści się w dużym budynku, z którego składa się siłownia, fitnessclub, oraz szkoła tańca. Wolę tam przychodzić, gdy szkoła taneczna skończy lekcje i ją zamkną, nie czuję się wtedy taka skrępowana.
Miałam jeszcze bardzo dużo czasu, a szkoła znajduje się za rogiem, więc ruszyłam do swojego pokoju. Podeszłam do biurka i zdjęłam z niego "pamiętnik". Nie jest to tyle pamiętnik, co zeszyt w którym zapisuję teksty piosenek. Wolę go jednak nazywać pamiętnikiem, ponieważ moje piosenki mówią wszystko co czuję. Czyli tak naprawdę opisuję tam wszystko, co w zwykłym pamiętniku się pisze. Opowiadam, wyżalam się, traktuję go jak przyjaciela. Przyjaciela, którego tak naprawdę nie mam.
Siadam wygodnie na łóżku i otwieram granatowy zeszycik. Ostatnio napisałam taki fragment:
Kolejne marzenia znikają, nie dając mi nadziei. Nie poddaję się, nie poddaję się... Im bardziej świat kręci się, tak Mój własny świat dalej trwa... To co mnie otacza, nie ma końca, Ponieważ żyję tak, że wszystko jest możliwe.
To, co tutaj piszę, jakby samo ze mnie wylatuje... Najpierw domaga się wyjścia, później emocje biorą górę i czuję, jakby to wszystko miało mnie rozerwać. Wtedy sięgam po zeszyt i tworzę... Tworzę to, co się działo we mnie nawet i miesiącami. Wcześniej nie chciało wyjść, a wtem już nie mam z tym problemu... To uczucie i teraz mnie rozkwiera. Biorę do ręki długopis, a kolejne słowa przelewają się na kartkę:
Podróżuję we wszechświecie. Odrodzona, przeżywając swoje marzenia, swoje marzenia... Ponieważ podróżuję we wszechświecie, Poszukuję tego co zaginęło, Przysięgam, że to zrobię...
Zamykam zeszyt, po czym odkładam go na półkę. Biorę moją sportową torbę i wychodzę. Rodzice już są, siedzą właśnie w salonie. Witam się z nimi i mówię że idę na trening, a następnie opuszczam dom. Mama i tata zawsze mnie bardzo wspierali. Przy nich jestem bardziej otwarta, zawsze wiedzą kiedy coś się stało. Jednocześnie staram się to ukrywać, nie chcę ich martwić swoimi kolejnymi problemami. Cieszę się, że mnie rozumieją... Nie tylko chodzi mi tu o szkołe i moich "prześladowców", ale także o moją pasję. Oni, pomimo że nigdy muzyką się nie interesowali, w miarę swoich możliwości chcą mi zapewnić w tym wykształcenie, przyszłość. Są znanymi we Włoszech Biznesmenami, posiadają bardzo dobrze rozwijającą się sieć firm, ich interes z dnia na dzień kwitnie. Zawsze ciężko pracowali i dążyli do tego. Cieszę się, że ich marzenia się spełniają... Może moje także się kiedyś spełnią. Wiem, że rodzice będą wtedy ze mnie dumni, będą się cieszyć moim szczęściem.
Nim się obejrzałam, doszłam do wielkiego budynku. Jak codziennie, ujrzałam ten cudowny, bardzo dobrze mi znany napis Dance team... Parę lat temu była tu tylko i wyłącznie szkoła tańca. Interes się bardzo rozwinął, ale właścicielka, pani Ponte, zachorowała na raka. Zawsze bardzo podziwiałam tą kobietę, jej całym życiem był taniec. Nigdy się nie poddała, walczyła do samego końca. Gdy już nie była w stanie samodzielnie prowadzić interesu, nawiązała współpracę z właścicielem największych sieci Fitnessclub. Po jej śmierci to on miał objąć w posiadanie cały interes. I udało mu się. 3 miesiące później był już właścicielem najbardziej pożądanej szkoły tanecznej w kraju. Ale czy to mu wystarczyło? Otóż nie. Budynek jest przeogromny, dlatego łatwo było go inaczej zarestaurować. Podzielił go na część taneczną, wokalną, sportową i rekreacyjną. Czy to nie jest śmieszne? Chciało mi się płakać, gdy dowiedziałam się, że Pani Ponte nie żyje. Wiedziałam, że to źle się skończy, ale też bardzo tęskniłam za tą pełną życia i radości kobietą. Teraz, bez niej, wszystko jest takie inne. No tak, uwielbiam muzykę, to teraz pytanie: "Czemu nie cieszę się z części wokalnej?"
Ponieważ, chcąc czy nie chcąc, to miała być szkoła taneczna, taneczny team, zespół. Pani Ponte napewno by nie była z tego zadowolona. Ale cóż, ja z tym już nic nie zrobię. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 17.55. Muszę jeszcze poczekać Z 15 minut, do czasu, gdy już nikogo nie będzie. Po upływie około 20 minut postanowiłam wejść do środka. Jak zwykle o tej porze, panowała zupełna cisza. Nie ryzykuję, nie jadę windą. Idę schodami na 16 piętro, gdzie znajduje się moja sala. Wyjęłam specjalną kartę, wsunęłam ją w wyznaczone miejsce, przejechałam, a gdy lampka zapaliła się na zielono, usłyszałam cichy chrzęst, oznaczający odkluczenie drzwi. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi i zapalając światło. Pomieszczenie było dość sporych rozmiarów, powiedziałabym nawet, że za duże jak dla mnie. Jasne panele na podłodze, trzy żółte ściany i jedna, którą okrywało lustro. U góry, na suficie, widniały reflektory, przywołujące wspomnienia ze szkoły, gdzie są takie same w salach. Na przeciwko mnie znajdowała się mała przebieralnia. Skierowałam się tam, przekręciłam kluczyk w zamku i zdjęłam torbę z ramienia. Przebrałam się w jeden z zestawów, w których lubię tańczyć. Ubieram się wtedy luźno, wygodnie, dlatego uważam, że te ubrania idealnie w tej chwili pasują. Wyszłam z szatni i zaczęłam małą rozgrzewkę. Rozciągnęłam się porządnie, a następnie mogłam już przejść do choreografii. Jak już wcześniej sobie obiecałam, było to coś do Love Mi Like You Do. Spokojne, pełne gracji, a jednocześnie energiczne i wyrażające tysiące uczuć. Zwykle jestem tu 2-3 godziny, więc będę miała jeszcze czas na dobre przećwiczenie układu. Włączyłam muzykę i dałam się ponieść tańcu. Gotowy układ powtórzyłam jeszcze 2 razy, po czym postanowiłam już wrócić do domu. Wyjęłam płytę z odtwarzacza i w chwili, gdy ją chowałam do pudełka, usłyszałam otwieranie drzwi.
-Co ty tu robisz? - ...
~
I... Napięcie rośnie, a ja, niedobra kończę rozdział. :p
Jak widzicie, Lodo jest nieśmiałą, bardzo małomówną i cichą dziewczyną. Ma wspierającą ją na każdym kroku rodzinę i coś, dzięki czemu czuje się szczęśliwa. Pasja, muzyka, taniec...
Spodziewaliście się czegoś takiego?
Pewnie myśleliście, że nasza Lodovica będzie pewną siebie, stąpającą po trupach de celu dziewczyną. :D
Jak na razie więcej opisu, rozmyśleń, etc. niż dialogu, akcji... To się jeszcze zmieni, ale puki co łapajcie takie o. :3
Jutro opublikuję obydwa LBA, za które bardzo dziękuję Victoria Evans i My Live is Music. :)
Obsada już w Polsce!! Przez cały ten czas, ze zbliżającym się Violetta Live, nie czułam tego "czegoś", a od nocy, którą spędziłam na asku VP, nie mogę wytrzymać! Gdy przeczytałam dzisiaj że już tu są i zobaczyłam pierwsze twitty, filmiki i zdjęcia, to moim ciałem wstrząsnęła euforia! XD
Tak się cieszę, pomimo że nie jadę na VL. Ale mam nadzieję, że spotkam kogoś z was na LodoTour. :)
Ok, nie będę się tu już rozpisywać, żegnam, do nexta.
V.V. ✌✌